czwartek, 24 kwietnia 2014

Opel Astra sedan. O klasę wyżej.



            Są takie słowa, które z różnych powodów wydają się nam fajne. Dla potrzeb tego artykułu przypomnę Wam dwa z nich. Watt i turbo.
Mając naście lat uważałem, że jedynym parametrem określającym jakość sprzętu audio jest jego moc. Określa się ją w watach. Jeśli pamiętacie okres przemian ustrojowych w Polsce, to bez trudu przypomnicie sobie, że każde, nawet najmniejsze radyjko sprzedawane wówczas na bazarku,  miało naklejkę z napisem „1000 WAT!!!”. I choć wiem już, że to nie do końca tak jest, to jednak sentyment do słowa pozostał. Ba! Wzmógł się nawet odkąd w moim rodzinnym mieście (Kętrzyn) reaktywowała się rockowa kapela Dr Watt. Oczywiście jest tu też kwestia pisowni (jedno lub dwa „t”, ale nie bądźmy drobiazgowi).
Turbo! No, to jest naprawdę fajne słowo. Nie wiem kto wprowadził je do słownictwa używanego na co dzień. Mnie kojarzy się to z Saabem, który użył go wypuszczając na rynek model 900 Turbo. Od tej pory wszystko, co „turbo” było… Turbo! To słówko tak dobrze się przyjęło, że nawet używają go autorzy książek o ewolucji. Komórka z turbodoładowaniem… Nie żartuję, tak było napisane. Zapamiętajcie zatem te dwa słowa, bo wrócę jeszcze do nich.
Astra sedan jest samochodem dużym. Tak, tak, właśnie dużym. 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Małe sedany, czyli przewozimy kosiarkę!



              Czasem jest tak, że nie jesteś szczególnie zamożny i w związku z tym wakacje spędzasz na swoim pracowniczym ogródku działkowym doglądając, marchewek i trawnika. Nie ma oczywiście nic złego w takim postępowaniu. Nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd w najpiękniejsze zakątki globu. Możesz też po prostu lubić taki rodzaj relaksu. Twoja sprawa! Problem jednak jest taki, że na działce nie zostawisz kosiarki. Wiadomo, że altanka to nie bunkier, a więc znajdzie się na pewno kilku rodaków, którzy Twój sprzęt mechaniczny wymienią na kilka banknotów, a te z kolei na kilka butelek niezbyt wytrawnych trunków. W związku z tym posiadanie działki i kosiarki może wiązać się z koniecznością trzymania jej (kosiarki oczywiście) bliżej miejsca zamieszkania. To z kolei sprawia, że musisz ją wozić. Może być tak, że postanowiłeś mieć nowy samochód. To ma sens, bo autko takie posłuży Ci trochę. Nie mówimy tu oczywiście o Ferrari, bo posiadacze ogródków działkowych rzadko wybierają tą markę. Myślimy raczej o czymś bardziej praktycznym…

środa, 26 marca 2014

Opel Insignia, czyli telewizja może nie istnieć.



              W miniony weekend mogliście oglądać w telewizji skoki narciarskie w Planicy i cieszyć się, ze to Kamil Stoch odebrał kryształową kulę. Mogliście też obejrzeć „Iron Mana” albo bardzo dobry dokument „We ride. Historia snowboardingu”.
Dla mnie wszystkie te rzeczy mają jedną wspólną cechę – żadnej z nich nie obejrzałem. Stało się tak, ponieważ dzięki uprzejmości Pana Dariusza Pindura, właściciela giżyckiego salonu Opla i Chevroleta miałem do dyspozycji Insignię ze 163-konnym dieslem i systemem IntelliLink. Rozumiecie więc, że obejrzenie czegokolwiek w telewizji nie było tym, co by mnie pociągało.
Jeździłem. A jak już pojeździłem, to bawiłem się elektroniką. A potem jeszcze trochę pojeździłem…

niedziela, 2 marca 2014

Audi Q5 czyli diabeł tkwi w szczegółach.



            Kilka miesięcy temu miałem okazję przejechać się Audi Q5 z dwustukonnym benzynowym silnikiem i przekładnią DSG.
Tak już mam, że z góry nastawiam się jakoś do rzeczy i tu nie byłem nastawiony szczególnie dobrze bo:
- po pierwsze nie jest to Q7 – a ta wielkość bardzo mi odpowiada,
- po drugie gdy jeżdżę samochodem droższym od mojego (a ten taki jest) staram się sobie udowodnić, że ten mój niczym się w sumie od tego lepszego nie różni, bo też ma kierownicę klimatyzację, CD i elektryczne szyby.

piątek, 27 grudnia 2013

Trochę radości, czyli bliźniaki: Toyota GT 86 i Subaru BRZ



Tak się składa, że motoryzacja jest coraz bardziej nudna. Wprawdzie producenci szpikują nasze samochody milionami elektronicznych zabawek, ale… Mój laptop też ma mapy i odtwarza pliki multimedialne, jednak nie budzi moich emocji na poziomie większym niż powiedzmy… kalendarz książkowy.
Mogę z nim wprawdzie spędzić sporo czasu bez poczucia nudy, jednak jest to tylko narzędzie. I tak właśnie jest z elektroniką w samochodach. Jest tego trochę, ale zabawa nią jest tak samo fajna w czasie jazdy jak i na podjeździe. Tu jest szkopuł. Samochód powinien budzić emocje. Jakieś. Może mieć wielki silnik i brak zawieszenia (jak wozy amerykańskie) i sugerować chęć zabicia swojego właściciela na pierwszym zakręcie. Może być po prostu piękny jak powiedzmy Alfa. Nieważne co, ale coś powinien mieć. Ja przynajmniej tak uważam.
Akurat…, powie ktoś, samochód powinien być przede wszystkim funkcjonalny, niezawodny, pojemny itp. To nabywca małego sedana z największym możliwym bagażnikiem, ale oni nie czytają takich artykułów, bo są zajęci zapakowaniem do swego auta kosiarki do trawy.
Jednak Wy (czytelnicy) wiecie o czym mówię. Chcielibyśmy wszyscy, by samochody dawały frajdę. Jako, że jednak musimy np. zawieźć dziecko do przedszkola muszą one zapewniać jakieś minimum socjalne.
Każda niemal firma ma w ofercie gorącego „hacza”. Problem polega na tym, że są to przeważnie samochody z napędem na przód. Owszem dają frajdę, ale to nie to, nie do końca… Wersje z napędem na obie osie? To już dużo lepiej. To coś, co znajduje się pomiędzy moimi uszami twierdzi jednak, że zabawa jest równoznaczna z tym, że napędzane są koła znajdujące się za plecami kierowcy.
                I tu muszę złożyć głęboki ukłon Toyocie i Subaru. Bliźniaki, które wypuścili na rynek są spełnieniem moich marzeń o tym by dojazd do pracy był radością. Chociaż nie… To nie jest spełnienie moich marzeń, tylko siedmiolatka mieszkającego we mnie.

Samochody nie są jakoś szczególnie mocne ani diabelnie szybkie. Tu filozofia jest inna. Napęd na tył w połączeniu z niezbyt szerokimi oponami daje taki efekt, że każde rondo można przejść bokiem przy prędkości dozwolonej w terenie zabudowanym. I bardzo dobrze, bo jednak większość nabywców tych samochodów nie będzie mistrzami driftu. Jadąc bokiem z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę prawdopodobnie przejechałbym na tak zwaną drugą stronę, a tu najwyżej pognę felgę o krawężnik.
Zakochałem się w tych samochodach miłością tak czystą, jaką kochać może tylko siedmiolatek. Nie dość, że pragnę ich całym sercem, to jeszcze uważam, że cena około stu dwudziestu tysięcy nie jest ceną wygórowaną.
Ponadto chylę czoła przed Toyotą i Subaru (i biję się w piersi), bo patrząc na ich produkty z ostatnich lat nie sądziłem, że mogą wypuścić coś tak pasjonującego. To miłe zaskoczenie. Zadziwiajcie mnie nadal!
Aha! I jeszcze jedno! Na stronach subaru są zdjęcia tego modelu. Jeśli natomiast wejdziecie na stronę Toyoty, wybierzecie GT 86 i klikniecie „Zdjęcia”, to zobaczycie coś naprawdę ładnego. Samochód jest wmontowany w piękną grafikę przypominającą szkice do scenariusza filmu o szybkich samochodach. Wykorzystałem powyżej jedną z tych grafik, ale polecam obejrzenie wszystkich na: http://www.toyota.pl/cars/new_cars/gt86/index.tmex
I chociaż kilka linijek wcześniej chciałem napisać, że nie wiedziałbym, który samochód wybrać, to po obejrzeniu wspomnianych rysunków biorę GT, bo jak wspomniałem wcześniej ważne jest „to coś”, a sposób prezentacji składa się na ten radosny wizerunek.
Panie Toyota…. – dzięki!

Radek Małecki

piątek, 13 grudnia 2013

Sky is the limit – czyli kilka słów o tym, jak dużo można zapłacić za samochód.



Dożyliśmy pięknych czasów, gdy całkiem działający samochód można kupić za jedną średnią krajową. Jasne, będzie leciwy, będzie się w nim zużywało wszystko po kolei, ale nie zmienia to faktu, że dzięki niemu unikniemy bycia w grupie motoryzacyjnego wykluczenia.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dr Watt!!! Muzyka na długą trasę.



Dziś będzie trochę inaczej. Będzie kilka słów o dźwiękach, ale tym razem nie o tych, które może wygenerować duże V8, ale o tych, jakie sami możecie sobie zafundować za pośrednictwem zestawu audio w Waszym samochodzie.
                Powiem to od razu: jeśli masz lat naście, pryszcze, czapkę z daszkiem, a Twoje spodnie są za duże w kroku, to prawdopodobnie słuchasz jakiejś współczesnej odmiany dźwięków i ten tekst nie jest dla ciebie. Jeśli jednak uważasz, że gitara brzmi ciekawiej niż komputer, to poznaj Dr Watta!
                Chłopaki zagrali pierwszy koncert po wieloletniej przerwie. Widziałem to i jestem pod wielkim wrażeniem. Wiem, że dziś rządzi elektronika i hip hop, ale daję sobie obciąć jakąś część ciała, że jeśli masz mózg większy od ameby i choć raz w życiu pomyślałeś o przejażdżce po Route 66, to zapewne jest to ten typ muzyki, którego chciałbyś wówczas słuchać.
                Wiem, że w dzisiejszych czasach wielu „znawców” powie, że takie granie jest już nieaktualne, że nie odkrywcze i takie tam pierdoły. Jednak bądźmy szczerzy, stary, dobry rock ma te dwie cechy, których nie ma żadna inna muzyka. Jakie? Po pierwsze jest stary, a po drugie dobry. I to tyle jeśli chodzi o filozofię.
                Ja osobiście życzę chłopakom dużo szczęścia i liczę na wydanie płyty, bo na pewno ją kupię.  Wam wszystkim, drodzy czytelnicy polecam obejrzenie i posłuchanie Dr Watta.
Znajdziecie ich też pod tym adresem: https://www.facebook.com/drwattzespol 




P.S. Jak już wydacie tą płytkę, to chyba mogę poprosić o autografy na wkładce?

Radek Małecki


               

środa, 24 lipca 2013

Fiat dla chłopaków. 500L Trekking.



Jakiś czas temu napisałem kilka słów o fiacie 500L. I to nawet kilka dobrych słów. Stwierdziłem, że gdyby moja żona takiego miała, to chętnie zerkałbym na niego. I właśnie tu jest (a raczej był) problem. Bo który mężczyzna chciałby nim jeździć. Owszem wszystko jest w nim OK, ale koledzy skwitują taki samochód jednym słowem – „baba!”.

wtorek, 22 stycznia 2013

Motoryzacja dyskretna, czyli jak mieć dużo radości i nie złościć sąsiadów.




Tak to się porobiło, że w dzisiejszych czasach wcale nie trzeba być kimś bardzo ważnym, by mieć możliwość uskładać na niezłą furkę. Można  być chociażby specjalistą od sprzedaży w jednej z kilku intratnych branż. Tu pojawia się jednak pewien problem. Pracując w sprzedaży nie możesz jeździć samochodem drażniącym Twoich klientów. Gdybyś na przykład był super specem od ubezpieczeń w Szwajcarii, to Twoi klienci cieszyliby się, że jeździsz Porsche, bo to podkreślałoby, że znasz się na tym, co robisz. Proste: jesteś dobry – zarabiasz. U nas jednak tak nie jest. Niestety…
Tak więc mając trochę pieniędzy stoisz przed dylematem. Mógłbyś oczywiście kupić jakiegoś niedrogiego kompakta, ale nie po to pracowałeś i odnosiłeś sukcesy, żeby teraz nie móc sprawić sobie prezentu.
Oto kilka pomysłów na zagospodarowanie Twojej kasy w taki sposób, by nie złościć zbytnio klientów i sąsiadów. Będę posługiwał się obiegowymi opiniami, pod którymi niekoniecznie się podpisuję, ale które pomogą nam w osiągnieciu postawionego celu.

wtorek, 15 stycznia 2013

Zagłuszajmy ecoistów

I jeszcze raz o ekologach. Chyba poprzednio nie wyczerpał mi się ten temat... A więc teraz znowu trochę o tym samym co we wcześniejszym wpisie, ale w następnym felietonie wrócę już do samochodów.